czwartek, 26 grudnia 2013

Lech Walesa

O matko. Albo przestanę odwiedzać statystyki, żeby nie nabawić się zawału serca, albo przestanę pić, bo mi się w oczach mieni. Nie, wybieram jednak tę pierwszą opcję. Nie wypiłam dziś aż tak dużo, żeby oczy zaniżały mi statystyki. HALO, jesteście tam? Dobra, i tak wyjątkowo długo tam byliście.
Nie pisałam w święta, bo i tak byście nie przeczytali, między karpiem, barszczem, a co tam się jeszcze takiego dziwnego gotuje na trzy niczym nie różniące się od innych dni w roku. Ale to całe narodzenie już się chyba skończyło, to piszę.


Wysłałam: 16.03.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam prawie 9 miesięcy.
Adres: "supertajny", ale łatwy do znalezienia. (Obiecałam, że) nie podam!

Z tego co pamiętam, adres dostałam od Bartka na zasadzie "przysługa za przysługę". Bartek prosił, żebym tego adresu nie podawała dalej, w związku z czym proszę, żebyście mnie o niego nie pytali. To znaczy o adres. Jak tak nad tym pomyśleć, to adres jest banalnie prosty do znalezienia. Wystarczy trochę logiki. :)
Oczywiście na ładniejszym zdjęciu autograf się rozmazał, no bo jakżeby inaczej...
A teraz pora na moje oświadczenie (nie mylić z oświadczynami, tylko ślubu mi do szczęścia brakuje, aha). Moje - osoby apolitycznej i w wiecznie hejterskim nastawieniu do wszystkiego, co wiąże się z polityką... i w ogóle z całym światem. Nie znam się, to się wypowiem, jak to mówią. No gość jest kimś, tak? Coby nie mówić, trochę w życiu dla nas zrobił. Nas i tego naszego małego pierdolnika. Teraz może i nie jest najlepiej, ale strach pomyśleć co by było, gdyby kiedyś na czele strajku nie stanął "nikomu nieznany robotnik z wąsami", jak mawiają w Neo-Nówce. Tak poza tym wszystko zaczęło się w Gdańsku, a Gdańsk jest piękny i mam do niego sentyment, więc wszystko co jest z Gdańska, jest dobre. Taka moja rozsądna argumentacja.

Pozdrawiam
M.J.

PS Zapraszam do działu "wymiana", zapraszam, zapraszam, na fejsa też zapraszam!

środa, 18 grudnia 2013

Aleksandra Kisio

Mówią, że niedługo jakieś święta. Nie wiem, nie znam się, nie orientuję, zarobiona jestem.
Także ten. No. No to tyle. Nie zapraszam Was na fejsa, bo i tak nie wchodzicie.


Wysłałam: 30.07.2013r. LOR, SASE, fotografia
Czekałam 4,5 miesiąca.
Adres: Agencja Plan-Aktor

No co, fajna dziewczyna. Za dużo Wielkich Ról to się jeszcze w życiu nie nagrała, ale ja i tak na taką czekam. Gdzieś ją widziałam, gdzieś-coś załapało, chcę ją oglądać. A przynajmniej obejrzeć. Łapiecie o co chodzi, nie?
Z wpisu na wpis u mnie coraz bardziej ubogo, jeśli chodzi o stronę tekstową, ale cóż...
wszystko jedno.

Pozdrawiam
M.J.

środa, 11 grudnia 2013

Zbigniew Zamachowski

Nie będę się rozpisywała. Nie mam nastroju. Chyba moje chore, tarczycowe hormony znowu szaleją, bo cały wieczór słucham Niemena i kręcę się bez celu.
A co tam, Wy też sobie posłuchajcie.

(Tu kończy się muzyka a zaczynają autografy. Wolę uprzedzić, żebyście nie ominęli. Uprzedzając pytania: tak, zdjęcia robiłam kalkulatorem. Nie, nie zmienię ich później, bo zapomnę.)


Wysłałam: 12.03.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam prawie 9 miesięcy.
Adres: nie podam, ale tylko dlatego, że nie wiem, czy nadal jest aktualny. Pisałam na adres jednego z teatrów.

Wiecie, gdyby tak porównać "Ogniem i mieczem" do "Potopu" pod względem roli pana Wołodyjowskiego, to niestety Zbigniew Zamachowski wypada dość słabo. Nie zrozumcie mnie źle - to jest bardzo dobra rola, ale gdyby Tadeusz Łomnicki nie zagrał jej nigdy wcześniej. Generalnie bardzo lubię tego gościa. To znaczy pana Zamachowskiego. Za dubbing, za talent i... za "Baranka".
Uprzedzałam, że nie będę się rozpisywała (chociaż raz, wiem).

Nie, żebym coś sugerowała, ale mój fejsbukowy fanpejdż mógłby mieć trochę więcej lajków...

Pozdrawiam
M.J.

czwartek, 5 grudnia 2013

Billy Crystal

Łał, Wy naprawdę czytacie moje notki. To taka moja pierwsza myśl. I żeby nie było, bo to fajne. Bardzo fajne. Co prawda nie lubię słowa "fajne", ale to jest, no... fajne! To czytajcie dalej: myślałam, myślałam i wymyśliłam. No bo trzeba iść z duchem czasu, tak? No to idę. No, może człapię póki co. W każdym razie, założyłam fejsbukowy fanpejdż, coby sprawdzić, ile z Was wchodzi tu po adres, a ile czyta, no i ile "lubi". Tak więc lajkujcie, bo ta niska liczba łapek mnie przeraża. Okej, fanpejdż nie jest jeszcze na tip-top i ja nie lubię reklamować czegoś, co jest nieskończone, ale to jest inna sytuacja.
Co ja mam jeszcze dopisać, żeby jakoś wyrobić moją dzienną Normę Narzekań i Utyskiwań? O, wiem. Okazało się, że w tym kraju jednak jest praca dla ludzi z moim wykształceniem. Wiecie czego za to nie ma? Prawa do urlopu. W Sylwestra na przykład. Nie, spoko. Sylwester z Jedynką też spoko.


Wysłałam: 4.11.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam 22 dni.
Adres: via '700 Sundays'

O mamo. 'Kiedy Harry poznał Sally' to chyba najlepszy film "lekki, łatwy i przyjemny" jaki kiedykolwiek powstał. No bo tak. Przypadkowe spotkanie i BAM! mamy nienawiść. Parę lat później mamy kolejne spotkanie. Parę lat później jeszcze kolejne. I tak od nienawiści do kontrowersyjnej (w kwestii swojego istnienia) przyjaźni damsko-męskiej. No i później mamy tę psuję. Znaczy psuja. Oj, dobra. Seks. No i co? Przyjaźń? Miłość? Chłopy, brzmi banalnie, ale ten film to przede wszystkim świetny scenariusz i fantastyczne dialogi. A co do kobiet... Babom się spodoba. Mnie co prawda urzekło dopiero za drugim razem, ale tak naprawdę nie wiem, dlaczego dopiero wtedy. Końcówka może trochę ciut za bardzo przesłodzona, ale to w końcu film o miłości...
PS Plusy za scenę, w której Meg Ryan udaje orgazm w knajpie.
PPS Właśnie się zorientowałam, że ten film ostatnio znajduje odzwierciedlenie w moim życiu. O bez kitu.

Tak poza tym to mój listonosz ma już chyba przerwę przedświąteczną. Damn, a myślałam, że przyniesie mi jeszcze 24 podpisy do końca roku...

Pozdrawiam
M.J.


Link do mojego fanpejdża TUTAJ.

wtorek, 26 listopada 2013

Maciej Stuhr, Vanessa Redgrave

Dziś będzie krótko. To znaczy w tej części wpisu, bo jakoś nie mam na nią natchnienia. Nie mam na co narzekać ani co wychwalać. Cały czas myślę, jak urozmaicić to moje blogowanie, zarówno mnie, jak i Wam. Może macie jakieś pomysły? No nic. Oprócz tego dopadł mnie największy dylemat XXI wieku, a mianowicie "jak tu zrobić, żeby zarobić, a żeby się nie narobić". Byłam w pośredniaku. Powiedzieli, że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem.

Wysłałam: 21.08.2013r. LOR, SASE, książka
Czekałam 2,5 miesiąca.
Adres: Nowy Teatr Warszawa

No dobra, w tej części akurat może być trochę przydługawo. Po pierwsze, jak tylko kupiłam i przeczytałam "W krzywym zwierciadle" bez większego zastanawiania się postanowiłam wysłać książkę do podpisu. Kiedyś już pisałam do Macieja Stuhra i odpisał mi bardzo szybko. Naskrobałam chyba najdłuższy i jeden z najbardziej serio listów (a wszyscy święci świadkiem, że takie są najtrudniejsze i wcale nie wysyłam ich wiele) w całej mojej karierze, a nawet w całym życiu, wrzuciłam go do koperty razem z książką, nakleiłam znaczek za 1,60zł i wrzuciłam do skrzynki. I dopiero wtedy mnie olśniło, że z naszą pocztą bywa różnie. Po dwóch tygodniach zaczynałam zjadać paznokcie z nerwów i poruszać niebo i ziemię żeby się dowiedzieć, czy książka do Macieja dotarła. Dotarła. Po kolejnych dwóch zaczęłam się zastanawiać, czy nie odszukać Stuhra osobiście i poprosić o zwrot książki. Po kolejnych dwóch mentalnie pożegnałam się z książką i w pewnym sensie zapomniałam o tej przesyłce. Poza częstymi problemami z pocztą obawiałam się też, czy M. doczyta mój list, bo po pierwsze był długi, po drugie w jednym miejscu mógł się zawahać. Pewnego dość pięknego dnia znalazłam w skrzynce ledwie mieszczącą się porwaną kopertę z książką i dopiero wtedy mi ulżyło.
A teraz o jego talencie i o słynnym "filmie na P.".
Po pierwsze, jego rola w "Pokłosiu" jest absolutnie GENIALNA. Po drugie, "Pokłosie" w ogóle jest GENIALNE. Po trzecie, mam w dupie co robią jego bliscy w wolnym czasie. Serio, mam inne zajęcie niż czytanie kundelków i innych rondelków i rzygać mi się chce, kiedy te "sensacyjne newsy" o Maćku i jego rodzinie wyskakują mi nawet z lodówki. Serio, dajcie żyć. Po czwarte, skierowane do "Prawdziwych Polaków", którzy nienawidzą "Pokłosia" (lub po prostu nie potrafią go zrozumieć): OGARNIJCIE SIĘ i przetrzyjcie sobie szkiełka w okularach, bo chyba trochę się Wam zbłądziło na tych patriotycznych drogach. My naprawdę nie jesteśmy święci pod niektórymi względami. Łał, jesteś pokrzywdzonym Polakiem, więc Twój patriotyzm polega na nienawiści do innych kultur i narodów, a poza tym lubisz sobie pierd**nąć butelką w policjanta z okazji 11 listopada? Tak, to faktycznie na poziomie. Aż zazdroszczę. 
Po piąte jeszcze dodam, że kabaretowe monologi Maćka kładą mnie na łopatki za każdym razem.


Wysłałam: 21.09.2013r. LOR, SASE, kartka-wizytówka formatu 10x15
Czekałam 2 miesiące.
Adres: via 'Much Ado About Nothing'

Dobra, nie widziałam zbyt wielu filmów z Vanessą Redgrave. Do tych, które chciałabym obejrzeć, nie mam dostępu, ale te, które widziałam, lubię. Taka "Pokuta" na przykład to całkiem dobry film, z fantastycznym McAvoy'em i drugoplanową Vanessą właśnie.
No dobra, wstyd się przyznać, ale się przyznam. Podobały mi się "Listy do Julii".


Mam wrażenie, że już to kiedyś wrzucałam, ale wrzucę jeszcze raz. Muszę. :D



 I poważnie zastanowię się nad założeniem specjalnego bloga do wylewania swoich frustracji.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 19 listopada 2013

Katarzyna Gniewkowska, Jaroslaw Boberek

Cholera, ta bomba to był Rupert Grint, ale jak widzę średnio Was to ruszyło...
Zauważam tendencję spadkową, zarówno w liczbie odsłon, jak i komentarzy. Dodaliście mi kolejnego powodu do zmartwień, bo teraz będę siedziała i myślała, jak to zmienić. No bo jak to tak, ja Wam tu bomby a Wy nic...


Wysłałam: 30.07.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam trzy miesiące.
Adres: Narodowy Stary Teatr

Uwielbiam ją w "Czasie Honoru"! Ja w ogóle lubię ten serial, pomimo tego, że przestałam go oglądać... no, jakiś czas temu. Ale Maria zawsze była (i jest) jedną z moich ulubionych postaci. Dlaczego? Bo była normalna. To znaczy... jeśli wiecie, o co mi chodzi. Po niej naprawdę było widać, co wojna robi ludziom i z ludźmi. Chodzi mi o to, że było tam kilku bohaterów, którym przez ileś tam serii nie dzieje się praktycznie nic. Nikt im nie umiera, nikt ich nie zabija, a nawet jak trafią do więzienia, to i tak nic im się nie dzieje. Takie cudowne ocalenia. Maria jest inna. Jest barwna. Traci męża, pracę, ucieka śmierci, pomaga więźniom, zadaje się z wrogiem, grypsuje, spiskuje z podziemiem i matko dosko co jeszcze wyprawia. Po prostu jest w niej jakiś autentyzm.


Wysłałam: 17.10.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam miesiąc.
Adres: Teatr Capitol

To jest MISTRZ. GENIUSZ. I jakkolwiek to zabrzmi, muszę to powiedzieć: całe moje dzieciństwo/bardzo wczesna młodość skupiała się na nim. Prawdopodobnie nie tylko moja, większość z Was powiedziałaby tak samo. No bo tak: Posterunkowy z "Rodziny zastępczej" - Jarosław Boberek. Kaczor Donald - Jarosław Boberek. Król Julian - Jarosław Boberek. Miliard innych postaci z pierdyliarda innych filmów/seriali - Jarosław Boberek. A później przychodzi ten moment, w którym dowiadujecie się, że wszystkie te postacie mówią głosem jednego człowieka. Kojarzycie tę reakcję? Tak. Jedno wielkie ":OOOOOO". Tak czy inaczej uwielbiam tego człowieka i nieograniczone możliwości jego strun głosowych. Albo ogólnie jego aparatu mowy, bo "tego" chyba się nie robi na samych strunach.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 12 listopada 2013

Rupert Grint

Wiecie, często sprawdzam statystyki swojego bloga. Ile było wejść danego dnia, na który post, skąd, w jaki sposób, jakie były wyszukiwania w googlach i tak dalej. Do tej pory najwięcej ludzi trafiało tu z bloga Arkadiusza (taka tam reklama) czy Mati&Pati. Moje zdziwienie osiągnęło apogeum w momencie, w którym zauważyłam, że ludzie trafiają na mój blog przez... strony porno. Ja się bardzo grzecznie pytam JAK i KTO?!
Wysłałam: 21.10.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam 13 dni, dostałam podpisaną fotografię i nadrukowany liścik z przeprosinami. Autograf jest oryginalny.
Adres: via 'MOJO'.

Ron to jedna z moich ulubionych postaci w 'Harrym Potterze'. Podczas gdy wszyscy zachwycali się główną postacią z ewidentnym kompleksem Mesjasza i wieloma innymi zaburzeniami, ja wolałam "tych złych", rudych bliźniaków i... "tego z tyłu", o czym paradoksalnie przekonałam się dopiero za jakimś piętnastym przeczytaniem wszystkich części. Ron jest najbarwniejszą postacią z całego cyklu. Jest strasznie zakompleksiony, nienawidzi faktu, że zawsze jest gorszy i stoi w czyimś cieniu, nie ma kasy, jest rudy i w ogóle cud, że ktoś się z nim zadaje. Na dodatek panicznie boi się pająków i własnej matki. Stroi fochy jak kobieta i bez przerwy pakuje się w kłopoty (których też się panicznie boi). Tak barwna, tak cudowna postać jest fantastycznym materiałem do grania, ale nie każdemu dobrze by wyszła. Rupert poradził z nią sobie znakomicie i to właśnie sprawia, że mam ochotę oglądać go w innych produkcjach. Ron był bardzo wymagający i oczekiwał wielu umiejętności aktorskich. Cóż, Rupert udowodnił, że je ma.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 5 listopada 2013

Ewa Wencel

Piszę do Was stosunkowo szybko, bo i mam ku temu powody. Listo-pad, jak sama nazwa wskazuje, zaczął mi się bardzo przyjemnie. No, przynajmniej pod pewnymi względami.
Chciałam zaczekać, opisać Wam bombę, petardę, istny fajerwerk, ale niestety, nic takiego w mojej skrzynce póki co się nie znalazło. I jak znam swoje parszywe szczęście, pewnie nie znajdzie. Wszyscy dostaną odpowiedź z tych adresów, oprócz mnie. Tak, ja i mój wrodzony optymizm.


Wysłałam: 5.02.2013 LOR, SASE, fotografię
Czekałam prawie dziewięć miesięcy, dostałam swoją fotografię podpisaną z dwóch stron.
Adres: Teatr Kwadrat.

Pragnę zwrócić Waszą uwagę na datę obok podpisu. A teraz porównajcie z datą tego posta. Osiem i pół miesiąca, przy czym na kopercie pieczątka jest październikowa. Najwyraźniej Pani Ewa ma bardzo głęboką torebkę. ;)
Ale nic to. Warto było. Bardzo, bardzo ją lubię. Za wszystko. Za odgrywanie jednej z najbardziej życiowych postaci w moim ulubionym "Czasie Honoru" (który, nawiasem mówiąc, przestałam oglądać jakiś czas temu), za dubbing Dolores Umbridge, obrzydliwej, różowej jędzy, której nienawidzą wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek przeczytali choć stronę "Zakonu Feniksa", za "Plac Zbawiciela", którego jeszcze nie widziałam, ale mam zamiar obejrzeć ze względu na nią, i nie mówcie mi, że ten ostatni argument nie ma sensu.
Czekajcie na bombę.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 29 października 2013

Cyndi Lauper

Wrzesień. Tydzień, dwa, trzy minęły, skrzynka pusta, zakurzona, obleczona pajęczynami.
Październik. Deszcze. Tydzień, dwa, trzy minęły, skrzynka mi zardzewiała.
Listo... czekaj. Nie! Matko Poczto, czyżby jednak?! Ta samotna, wychudzona, zmarnowana koperta z końca października jest zaadresowana DO MNIE?!
Naprawdę miło jest czasem znaleźć w skrzynce coś oprócz rachunków i listów z banku.


Wysłałam: 21.08.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam dwa miesiące.
Adres:

So What Arts Management and Media, Inc.
890 West End Avenue
Suite 1A
New York, NY 10025-3520
USA

Cyndi Lauper to taka Katy Perry lat 80-tych. A właściwie to Katy Perry jest współczesnym odpowiednikiem Cyndi Lauper. Obie są/były (w przypadku Cyndi wypowiadam się o jej wizerunku w latach 80-tych) kolorowe, urocze, zwariowane i bardzo dziewczęce. W zasadzie w swoim klipie do 'Girls Just Wanna Have Fun' jest uosobieniem lat 80-tych. Moje uwielbienie do tej dekady miałam okazję już przedstawić. Wniosek jest prosty - Kocham 80's, więc kocham Cyndi.




Pozdrawiam
M.J.

sobota, 28 września 2013

Alina Janowska, Roxette, Jim Davis

Dziś początek nie będzie wesoły. Nie tak dawno temu opisywałam podpis Pani Teresy Szmigielówny - starszej pani i fantastycznej aktorki, której choroba odbiła się nawet na charakterze pisma. Dostałam go w połowie sierpnia, a miesiąc później dowiedziałam się, że zmarła. I wiecie co? To było bardzo, bardzo dziwne uczucie. I nie zaliczyłabym go do tych przyjemnych.
No dobra, a teraz zadanie za miliard punktów: jak tu wybrnąć z tego nieciekawego początku?


Wysłałam: 04.08.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam miesiąc, dostałam obie fotografie podpisane na odwrocie.
Adres: prywatny (Nie proście mnie o niego. Jest naprawdę łatwy do znalezienia).

Jeśli mam być szczera, to od najmłodszych lat nie pałałam do tej pani jakąś wielką sympatią, ba! Można powiedzieć, że się jej bałam. Wszystko dlatego, że w pewnym serialu na Z. grała - nie ukrywajmy - prawdziwą zołzę (o ile dobrze pamiętam, moja pamięć bywa wszak zawodna). Z czasem nabrałam do niej nie tylko sympatii, ale i ogromnego szacunku. Za osiągnięcia artystyczne, powstańcze, życiowe...
Dedykacje są trochę rozmazane, ale to nic. Całość da się rozczytać, a autografy są nienaruszone. Na pierwszej fotografii pani Alina podpisała się dwoma nazwiskami, na co wpadłam dopiero po kilku minutach...
Polecam film "Niezawodny system". Owszem, fabularnie dość przeciętny, ale za to duet Janowska-Siemion - fantastyczny.


Autograf pochodzi z wymiany z Alicją, której bardzo dziękuję.

Czy wspominałam już kiedykolwiek, jak bardzo kocham lata osiemdziesiąte? Nie? Och, kocham. I chociaż lata osiemdziesiąte to tylko niewielka część z ich twórczości, chociaż to te późniejsze dekady przyniosły im ogromną sławę i sukces (i wielką kasę, nie oszukujmy się), to jednak dla mnie Roxette = 80's. Nierozerwalnie.


Wysłałam: 17.08.2013r. LOR, SASE, zdjęcie
Czekałam 20 dni, dostałam podpisaną wcześniej fotografię (pre-signed) i wysyłany wszystkim list.
Adres: 
c/o Paws Inc.
5440 E.Co.Rd. 450N
Albany, IN 47320
USA

Garfield to mój pies. Serio. No, może nie całkiem. Mój pies też jest gruby i leniwy, ale nie wiem, czy na tyle przebiegły, co Garfield... Ale jakby nie było, ten rudy kocur to spora część mojego dzieciństwa i zawsze mu kibicowałam (nie lubiłam Johna, ciepłe kluchy a nie facet).

Dobra, na koniec najbardziej oklepany numer Roxette, ale mam do niego straszną słabość. To takie babskie.



Pozdrawiam
M.J.

niedziela, 22 września 2013

Irena Santor, Sylwester Maciejewski

Wiem, miało być szybciej. Uwaga, teraz wysilę się na szczerość, drugi raz w życiu: nie chciało mi się. Serio. Po ośmiu godzinach siedzenia przed komputerem w pracy, w domu mam ochotę na coś innego. Wychodzę więc na zewnątrz, oddycham świeżym... oj, czekaj. Nie mogę. Bo 24/7 PADA.

Wysłałam: 30.07.2013 LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam niewiele ponad miesiąc.
Adres: A, taka sobie placówka kulturalna. ;)

Adres znalazłam sama. Po długich i żmudnych poszukiwaniach. Kilka dni po tym, jak w końcu do tego adresu dotarłam, odezwała się do mnie pewna kolekcjonerka i podała ten sam adres. Droga kolekcjonerko, niestety nie pamiętam jak masz na imię, ale bardzo Cię pozdrawiam!
A Panią Irenę kocham i darzę przeogromnym szacunkiem. Jest Wielka. Jest Wspaniała. Jest Wybitna. Jakby nie patrzeć jest niewielką kobietką, ale ma w sobie ogromny głos, ogromną charyzmę i ogromną osobowość. Kiedy wchodzi na scenę, nikt się nie odzywa. Obok mogłyby wybuchać bomby, a i tak wszyscy nadal skupieni byliby tylko na niej. Zapomnijcie o jakiś plastikowych elektrodach, Królowa Polskiej Sceny jest tylko jedna, a imię jej Irena.
Mogłabym o niej jeszcze długo, ale podejrzewam, że i tak niewiele osób by to przeczytało. No nic, chodźmy dalej.


Wysłałam: 26.08.2013 LOR, SASE, fotografię
Czekałam 16 dni
Adres: Agencja Aktorska Absolwent

Powiem tak: jedni cytują Einsteina, inni papieża, jeszcze inni sypią jak z rękawa mądrościami z filmów Woody'ego Allena. A ja? Ja cytuję... Solejuka. Naprawdę. Co wcale nie oznacza, że Pan Maciejewski jest dla mnie tylko Solejukiem (tysiąc starych złotych dla tego, który mi powie, jak jego bohater ma na imię). Pamiętam go jeszcze z "Miodowych lat", a i w filmie "Pieniądze to nie wszystko" bardzo go polubiłam. :)

Na koniec jeszcze piosenka. No jakżeby inaczej? 

Pozdrawiam
M.J.

środa, 11 września 2013

Tadeusz Mazowiecki, Piotr Adamczyk

Mój listonosz oszalał. W tym pozytywnym sensie, oczywiście, o ile tylko szaleństwo może być pozytywne. Moja skrzynka niemal codziennie wypluwa z siebie tony zaadresowanych do mnie kopert (no dobra. Nie codziennie i nie tony, ale i tak jest fajnie), co oprócz nieograniczonej, nieposkromionej radości dostarcza mi jeszcze dylematu: dodać już ten nowy wpis/post/nazwijcietojakchcecie/notkę, czy nie?

Wysłałam: 04.08.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam 23 dni, dostałam dwie podpisane fotografie w kopercie z Kancelarii Prezydenta RP, z moim SASE w środku.
Adres: prywatny.

Ja i polityka lubimy się jeszcze mniej niż ja i sport. Dlatego też raczej nie zbieram podpisów polityków. Nie znam się, nie wtrącam (chociaż typowo polskie "Nie znam się, to się wypowiem" pojawia się u mnie dosyć często). Ale nawet ja wiem i jestem w stanie zauważyć, że politycy dzielą się na pajaców i tych, do których wszyscy czują respekt. Pan Mazowiecki zdecydowanie jest w tej drugiej kategorii.
Tak przy okazji, powinniście widzieć moją minę, gdy wyjęłam list ze skrzynki. To było coś w rodzaju "...prezydent się zmienił, że coś do mnie przysłali? Niby kiedy?". Później pomyślałam, że jak nic Rząd przechwycił moją pocztę. Później wpadło mi do głowy kilka jeszcze głupszych pomysłów.


Wysłałam: 26.08.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam 10 dni, dostałam podpisaną fotografię i krótki list.
Adres: oj, chyba Wam nie podam. ;)


Po pierwsze: nie pamiętam, komu mam podziękować za adres, bo dostałam go dawno temu. Później go usunęłam, aż ostatnio wpadło mi w ręce wywołane zdjęcie i sobie przypomniałam.
Piotra Adamczyka cenię za różnorodność. Za to, że w jednej chwili jest ikoną świętości, w drugiej mordercą, w trzeciej ciapowatym lekarzem i w każdej z tych ról jest genialny. No dobra, dla mnie niekwestionowanym numerem jeden jest jednak ten nieogarnięty lekarz, bo jest jednym z niewielu powodów, dla których oglądam ten serial. No i z każdą kolejną sceną coraz bardziej mnie zaskakuje.
Pozytywnie zaskoczył mnie krótki czas oczekiwania, no i ta odpowiedź nawiązująca do mojego listu. Rzadko się trafiają takie gesty (mnie osobiście chyba dopiero po raz drugi) a są szalenie sympatyczne! Co mi dzisiaj z tym szaleństwem...

Pozdrawiam
M.J.

PS Wykurowałam się. Dajcie spokój, musiałam. Miałam zbyt ładną sukienkę, żeby nie iść na to wesele. ;)

wtorek, 3 września 2013

Teresa Szmigielowna, Juliusz Machulski

Pechowa M.J. wita Was we wrześniu. Zgadnijcie, kto się rozchorował niecały tydzień przed weselem kuzyna? Ta zdradliwa, polska pogoda. Raz zawieje i już boli, już kłuje (zastanawiam się, dlaczego to słowo podkreśla mi jako błąd. Chyba lepiej wiem, co się ze mną dzieje i jak się to nazywa. Ot, kolejny dowód na to, że maszyna też zawodzi), już szczypie, a ja kicham, prycham i smarkam. No, mniejsza. Kiedy te podpisy do mnie przyszły, było jeszcze słonecznie i upalnie (co, mam nadzieję, jeszcze wróci. Ale Polakowi zawsze źle).


Wysłałam: 27.07.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam 24 dni.
Adres: prywatny

Wspaniała w "Pętli" i "Wszystkich Świętych". Wiecie, warto czasem obejrzeć stałą, świąteczną ramówkę telewizyjną pod innym kątem niż "e, te filmy z długich weekendów". Któregoś razu usiądźcie przed odbiornikiem tak, jakbyście oglądali coś zupełnie nowego. Ja tak zrobiłam i pozwoliłam się zaczarować. Muzyka, historia, obsada. "Wszyscy święci" to naprawdę dobry film. Każdy z nich jest dobry i niesie ze sobą dużo mądrych rzeczy. No dobra, nad "Kevinem" muszę jeszcze pomysleć.


Wysłałam: 04.08.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie.
Czekałam 15 dni.
Adres: Studio Filmowe ZEBRA

"Seksmisja" i dwie części "Kilera". W zasadzie na tym mogłabym już zakończyć opisywanie tej postaci i jej autografu, bo tytuły mówią same za siebie. To on stworzył ostatnie dobre komedie w tym kraju. Chociaż nie, mam nadzieję, że jeszcze nie ostatnie...

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Krzesimir Debski, Anna Jurksztowicz

Szybko, co? Sama się dziwię, że nowa notka (szczerze nie znoszę tego słowa, ale jak to inaczej nazwać? Na pewno nie odcinkiem, a i "notatka" nie bardzo tu pasuje...) pojawia się po zaledwie ośmiu dniach. Co zrobić, listonosz zawitał dziś do mnie po raz kolejny (i to wcale nie ze zwrotem!) i wydłużył moją Listę Autografów Na Spisanie (skrót brzmi tak jak brzmi bardzo nieprzypadkowo).


Podpisy zostały zebrane osobiście po koncercie w pobliskiej miejscowości.
Pan Krzesimir od kilku dni jest na samym szczycie mojej osobistej Listy Osób, Które Zaskakują Mnie Pozytywnie i Nie Mam Pojęcia Dlaczego Kiedykolwiek Mogłabym Myśleć, Że Ci Ludzie Są Nadęci.
Poważnie, jestem O-CZA-RO-WA-NA tym człowiekiem. Zawsze wiedziałam, że jest genialnym kompozytorem i tak dalej, ale nie sądziłam, że ma tak ogromne poczucie humoru i dystans zarówno do siebie jak i do swojej twórczości. Jeśli będziecie mieć okazję, idźcie na jego koncert. Posłuchacie nie tylko fantastycznej muzyki, ale też uśmiejecie się do łez. ;)
Ciężko było mi się zdecydować na któryś z jego utworów, ale wybieram ten - na koncercie zagrany był jako pierwszy i chyba najbardziej mnie oczarował. Tak przy okazji - muzyka to najmocniejszy (jedyny mocny?) punkt tego filmu. Stety albo niestety.


Pozdrawiam
M.J.

PS Zapraszam do zakładek/działów "Wymiana" i "Moja kolekcja" które są aktualizowane na bieżąco - nawet o nieopisane jeszcze zdobycze.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Marek Piekarczyk, Tomson i Baron

Boże, siedem autografów w ciągu pięciu dni. Gdyby nie fakt, że przytrafiło się to właśnie mnie (HA!), to pewnie nie uwierzyłabym w tyle dobroci ze strony ogólnie pojętego losu i łutu szczęścia. W każdym razie mam już niewielką kolejkę do opisania (również listonosz się do mnie ostatnio uśmiechnął, a jakże), więc czym prędzej (a'propos "czym prędzej" - mam ochotę na oglądanie filmów świątecznych. Zawsze dopada mnie to latem.) dodaję nową notkę. Dziś podpisy trzech fantastycznych facetów, którzy wywarli na mnie ogrooomne wrażenie.


Podpisy oczywiście zostały zebrane osobiście na planie programu The Voice of Poland.
TELEWIZJA KŁAMIE. Tyle Wam powiem. Na żywo Baron jest jeszcze przystojniejszy, Tomson jeszcze sympatyczniejszy, a Marek jeszcze bardziej... nie wiem, przyjazny? Marek w ogóle jest genialny, chociaż podpadł mi jednym zdaniem... no, ale to już nasza słodka tajemnica... ;)
Pozostałe Panie mi umknęły, ale wszystko przede mną... 
Dobra. Słów kilka od Wróbla Ćwirka (Boże, poczucie humoru też mnie już opuszcza...). Jeżeli kiedykolwiek powiedziałam jakieś złe słowo, CHOCIAŻ słowo na któregokolwiek z jurorów The Voice to przepraszam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. To jest piątka przesympatycznych ludzi, kochających swoją pracę i podchodzących do niej poważnie. To właśnie dzięki nim na planie panuje naprawdę luźna i wesoła atmosfera. Nie dało się tam nudzić. Poważnie współczuję montażystom, bo będą musieli sporo czasu przeznaczyć na wycinanie absolutnie genialnych fragmentów z udziałem jury, z których dałoby się spokojnie zrobić co najmniej dwa "zakulisowe" odcinki. Jesienią oglądajcie Voice of Poland, bo naprawdę warto!

Pozdrawiam
M.J.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Gary Sinise

Dobra, jest ryzyko, jest zabawa. Dodaję notkę z ostatnim podpisem i nie mam żadnego zabezpieczenia na przyszłość. Taka jestem cwana. Jak nic nie dostanę, to nic nie dodam i nawet nie będziecie wiedzieli, czy żyję. Cudowna pogoda, jaką wszyscy możemy się raczyć (jedyne miliard stopni w cieniu <3 ) negatywnie wpływa nie tylko na moją wenę, ale również - a właściwie przede wszystkim - na moją skrzynkę. Ej, znacie to? Ja nie twierdzę, że w moim pokoju jest gorąco, ale właśnie przyszli hobbici i wrzucili tu jakiś pierścień.

Wysłałam: 18.05.2012r. LOR, SAE, fotografię
Czekałam rok i półtora miesiąca.
Adres: via 'CSI: NY' (nie wiem, czy jeszcze jest aktualny)

Okej. Z całym szacunkiem dla wszystkich fanów i fanatyków, ale 'Forresta Gumpa' uważam za słaby film. Albo inaczej. Nie tyle słaby, co przereklamowany. Serio, czym tu się zachwycać? Dobra rola Hanksa, nawet bardzo. I nie tylko Hanksa. Wymieniony tu Gary Sinise też zagrał fantastycznie, ale film sam w sobie - moim skromnym zdaniem - mocno przeciętny.
Dobra, koniec tego dobrego. Idę na wyprawę mojego życia. Najcięższą, najgorszą, najbardziej niebezpieczną. Tak, nie mylicie się. Wychodzę na dwór.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 23 lipca 2013

G. Schlierenzauer, M. Koch, M. Hirscher

Okej, dość już tego.
Nie pisałam, bo chciałam zostawić sobie jakąś bramkę, jakieś wyjście awaryjne, rezerwę, bla, bla, i tak dalej. Ale ile można? W końcu dojdzie do tego, że o mnie zapomnicie, a mój blog zgnije w czczych odmętach bagna szerzej znanego jako Internet.
Wracamy do sytuacji sprzed roku, dwóch, trzech... Nie wiem, co zrobiłam swojemu listonoszowi, ale najwyraźniej bardzo go to uraziło, bo przynosi mi tylko rachunki. W zasadzie nie tylko, bo przynosi mi też gorsze rzeczy. I zaproszenie na wesele. No ale przecież już wspomniałam o "gorszych rzeczach". Tak na wszelki wypadek: oficjalnie przepraszam wszystkich listonoszów świata (teraz czekajcie na lawinę z Waszych skrzynek)!


Pisałam w sprawie jednego, dostałam trzech. Niestety tylko na papierze (jeśli wiecie, co mam na myśli).

Wysyłałam e-mail. Adresu oczywiście nie podaję, ale bardzo dziękuję Kolekcjonerce
Wysłałam:  30.06.2013r.
Czekałam 3 dni (!!!).

Uwielbiam Gregora Schlierenzauera i nie wstydzę się głośno do tego przyznać. Za co go uwielbiam? Paradoksalnie za wszystko to, za co nienawidzi go cała reszta świata. ;) Mianowicie za OGROMNY talent, wolę walki, młodość (taki sukces w takim wieku? normalnie w takich sytuacjach z mojej strony lecą "hejty" i szczera nienawiść, a nie uwielbienie. Wiedz, że coś się dzieje!), teatralność, zadziorność i bezczelność. Bo chodzi o to, że w tej całej otoczce Wielkiego Schlierenzauera, w tych teatralnych gestach i wybuchach emocji w stronę sędziów tkwi ogromny, wyrazisty charakter. A ja obok takich charakterów nie przechodzę obojętnie.
Do Martina Kocha nie żywię aż takich emocji, ale zawsze zwracam na niego uwagę podczas zawodów, więc jest to bardzo przyjemny bonus.
Trzeciego pana nie znam w ogóle. Nie mam pojęcia kim on jest, przyznam to od razu. Dostałam ten podpis jako dodatek i... ej, no przecież nie wyrzucę!

Pozdrawiam
M.J.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Kabaret Moralnego Niepokoju, Magda Stuzynska

Wiecie, kiedy jakiś czas temu przeczytałam, że Bartek pomimo wakacji na nic nie ma czasu, pomyślałam "e, bujda". Teraz chyba nie pozostaje mi nic innego jak wszystko odszczekać. Ja też dziwnym trafem nie mam na nic czasu, czego rezultatem jest chociażby opóźniona notka. Nie, żeby moja skrzynka pękała w szwach, ale mimo wszystko mała kolejka do opisania już się utworzyła.


Podpisy Kabaretu Moralnego Niepokoju oraz Magdaleny Stużyńskiej (nie zaliczam jej do tej grupy. Jakoś mi tam nie pasuje...) zdobyłam osobiście po ich występie w moim mieście.

Występ jak najbardziej na plus. Może to już nie to samo, co kiedyś, ale warto było pójść. Cała grupa wykonywała swoją pracę na wysokim poziomie, zero odpuszczania, zero obijania się. Po występie wyszli do fanów i bez problemu podpisywali to, co im się podsuwało pod nos, rozmawiali, żartowali, uśmiechali się (pomimo tego, że dosłownie za chwilę mieli mieć występ w innym mieście). Najsympatyczniejsza wydała mi się właśnie Magda Stużyńska. Od tej dziewczyny (nikt mi nie wmówi, że ona wygląda jak stateczna kobieta, toż to niemal nastolatka!) bije niesamowite ciepło samo w sobie, a jak zobaczyła zdjęcie, które jej podałam, to tak się do mnie uśmiechnęła, jakby nie sądziła, że ktoś może prosić ją o autograf.
Na książce "Jak zostałem premierem" chciałam mieć podpis jedynie Roberta Górskiego. Niestety panował tam taki chaos, że zanim zdążyłam zareagować, zamiast jednego podpisu miałam już trzy. Prawdopodobnie było to konsekwencją tego, że pogrążyłam się w pogawędce z Robertem Górskim (Mistrzu!), w trakcie której wyszłam na Groupie. Aż się facet cofnął. No, nieważne. Inna historia.

Pozdrawiam
M.J.