wtorek, 25 listopada 2014

The Baseballs

Witajcie w tym nie do końca radosnym dniu. Co ja gadam, ten dzień ni cholery nie jest radosny. Rano usłyszałam tę wiadomość i do tej pory nie mogę się pozbierać... Takie są jednak koleje losu, coś się kończy, coś się zaczyna... Jedno życie odchodzi, drugie przychodzi. Najwięcej na ten temat może powiedzieć Taylor Hamilton-Forrester, bowiem ginęła już cztery razy. Tak, moi drodzy. Moda na sukces znika z anteny [*] (internetowy znicz jest tu jak najbardziej na miejscu, serio).


Dziś mam dla Was podpisy trójki fantastycznych facetów. Zdobyłam je osobiście po ich koncercie w warszawskiej Stodole w ubiegły poniedziałek. Przy okazji widziałam ich w samej bieliźnie, a później dostałam kilka buziaków. I nic więcej Wam na ten temat nie powiem. Hi hi.
Gdyby nie fakt, że byłam na Bon Jovi i Aerosmith (chwalę się, gdyby ktoś nie skumał), to śmiało powiedziałabym, że to był najlepszy koncert na jakim byłam. Tak to niestety, chłopcy muszą się zadowolić drugim miejscem (Aero jest numerem jeden, a Bon Jovi są zawsze poza wszelkimi rankingami).
Od dawna wiedziałam, że robią świetną muzykę. Ale to, co słyszycie na płytach i jutubowych nagraniach jest góra jedną piętnastą tego, co dzieje się na ich koncercie. Nie ma tego dystansu widz-gwiazda, to jest jedna, wielka impreza, gdzie kilkaset osób bawi się na tym samym poziomie, łącznie z muzykami i technicznymi. Cały czas jesteście wciągani w zabawy i słowne potyczki, trenujecie ciężej niż z Chodakowską, oglądacie striptiz (no, niestety w wersji mini), pożar i pokaz fryzjerstwa lat sześćdziesiątych. Na dodatek przenosicie się w czasie, czyli doświadczacie niemożliwego. Polecam każdemu.
Wiecie, piszę tę notkę (znów to przebrzydłe słowo) już chyba drugą godzinę. Mam miliard innych zajęć, albo po prostu wyszłam z wprawy. Kończ Waść, wstydu oszczędź.


Pozdrawiam
M.J.


Edit: Ej, ej! To jest wpis numer STO! Dzięki i do następnych (dwu)stu! - Wasza EmDżej.