środa, 23 kwietnia 2014

Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Jan Ziobro

Dziś sportowo. Znowu. Jak to tak, przecież ja i sport to wiecie, my tak razem to nie bardzo. Ale ja i sportowcy to inna bajka, tu już bardzo-bardzo. ;)
Dobra, nie mam wielkiego pomysłu na ten wpis. Napiszę tylko to, co trzeba. Wybaczcie.

Pewnego pięknego dnia spotkałam się z trzema niesamowitymi facetami... ;) I tak w moim zbiorze po raz kolejny zagościły podpisy Kamila i Dawida, a dodatkowo także Janka. Nie wiem, dlaczego zdjęcia wyszły takie, jakie wyszły. Technika mnie nie lubi.
Nie będę się po raz enty rozpływała nad cudownością Kamila (chociaż jak wspominam tamten dzień to NAPRAWDĘ o to trudno). I od razu sprostuję: nie pchałam się do niego. Ani po autograf, ani po wspólną fotkę. Tak po prostu... wyszło. Los chciał, że jak zbliżyłam się do początku kolejki, to Dawida akurat zmienił Kamil i chcąc-nie chcąc (nie chcąc, aha, kogo ja oszukuję) zrobiłam sobie zdjęcie z Kamilem. Z Dawidem też, bo trzeba mieć tu, a nie tu (dobra, to powiedzenie bez pokazywania ma niewiele sensu).
Chłopcy są naprawdę cudowni! Tylu ludzi na raz to ja chyba nigdy w życiu nie widziałam, a oni z uśmiechem na ustach każdemu odpowiadali, z każdym się witali, przytulali i tak dalej (wiem, że pewnie w umowie pod gwiazdką mieli to, że nie mogą narzekać, ale still). Kilka długich, ciężkich bądź co bądź godzin, a oni dalej z niesłabnącym entuzjazmem.
Ojej, miałam ich nie wychwalać.

Pozdrawiam
M.J.

PS 13 lajkerów! Szok, niedowierzanie, halucynacje z niedożywienia. Zapraszam do działu "Wymiana".

niedziela, 13 kwietnia 2014

Ireneusz Czop, Przemyslaw Stippa

Witam Was dziś bezwenowo, beztwórczo i beznastrojowo. Dziś będzie bez polotu. No bo dajcie spokój, niedziela. Niedziele są głupie. Gdybym obudziła się w środku dżungli bez telefonu, bez kalendarza, generalnie odcięta od świata i tak byłabym w stanie powiedzieć, kiedy jest niedziela. Bo niedziele mają tak idiotyczną atmosferę, że aż boli.

Wysłałam: 7.12.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam prawie 3 miesiące.
Adres: Teatr im. S. Jaracza

O "Pokłosiu" mówiłam już przy okazji wpisu o Maćku Stuhrze, który razem z Ireneuszem Czopem stworzył tam naprawdę, naprawdę genialny duet. Bardzo dobra rola, bardzo dobry film, polecam, polecam, polecam!
A poza tym od czasu do czasu lubię zerknąć na niego w którymś z seriali. Jak trafię, to oglądam. Nie wiem jaki ma tytuł, cośtam o psie, Antek Pawlicki też tam gra. Taki Ksiądz Mateusz z psem. I bez sutanny. Wszystko jedno, każdy serial jest o tym samym. Chodzi o to, że jestem zachwycona, bo komedia to ostatnia rzecz, z którą powiązałabym Ireneusza Czopa. A on jest po prostu multiutalentowany (trudne słowo, uwaga) (ciekawostka: podkreśla mi to słowo na czerwono. Okej, nie wiem, czy ono na pewno istnieje. Komputer mi proponuje słowo "multipleksowany").

Wysłałam: 24.02.2014r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam 3 tygodnie, dostałam 2 podpisane fotografie i list.
Adres: Teatr Narodowy

Po pierwsze: Przemek strasznie przypomina mi Jamesa McAvoy'a, którego uwielbiam. Okej, wiem, że w tej chwili wszyscy, którzy otworzyli ten link powiedzieli "pfff, niby z której strony?", ale to się nie da tak na zdjęciu. Ich trzeba gdzieś obejrzeć i dopiero wtedy porównać.
Po drugie: moja mama ogląda wieczorami taki serial. Serio nie wiem, co się tam dzieje, bo oglądam tylko jeden wątek. Jak słyszę głos Przemka, to przychodzę przed telewizor, siadam, oglądam. Jak Przemek znika, wychodzę. I tak za każdym razem.
Uwielbiam go. On ma w sobie coś takiego, jakiś magnetyzm, jakąś delikatność, tajemniczość. Powiedziałabym nawet, że jest w nim coś starodawnego. On przyciąga i rozkochuje. I ten głos, taki miękki. I w ogóle przystojny facet, dziewczyny, nie wmówicie mi, że jest inaczej.
Poza tym - odpisał na mój list! Znaczy kulturalny i docenia swoich fanów. To mi się bardzo podoba.
O! Odnośnie do sobowtórów, to jeszcze mała kryptoreklama (za którą znów nikt mi nie zapłaci): w absolutnie świetnym miejscu, a mianowicie knajpie "U Szwejka" na Placu Konstytucji pracuje kelner, który spokojnie mógłby być bliźniakiem Przemka/Jamesa (chociaż moja koleżanka twierdzi, że przypomina raczej Roberta Lewandowskiego).

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Urszula Sipinska, Kabaret Hrabi

Okej, kolega Arkadiusz mnie tu molestuje [molestowanie - zachowanie naruszające godność osobistą poprzez natrętne i uporczywe naprzykrzanie się - Wikipedia, dostęp 01.04.2014r., godz. 21:44], żebym dodała wpis na jego cześć. Ba! Każdy by chciał. A na taki zaszczyt trzeba sobie zasłużyć. No dobra, on chyba trochę zasłużył. Trochę.


Wysłałam: 30.09.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam prawie 5 miesięcy.
Adres: prywatny... w pewnym sensie. ;)

Znacie takiego weselno-dniomatkowego wycierucha "Cudownych rodziców mam"? To jest naprawdę ładna piosenka. Płakałam, kiedy ją pierwszy raz usłyszałam. A później usłyszałam ją jeszcze pierdyliard razy na każdym apelu dla rodziców, każdym zakończeniu roku szkolnego, każdym szkolnym balu, każdym ślubie, każdym weselu i generalnie na WSZYSTKICH kiczowatych imprezach świata. W każdym razie, tę piosenkę właśnie śpiewa(ła) Pani Sipińska. Wolała - cytuję, aczkolwiek nie wiem, czy dobrze - "zaskoczyć wszystkich, że już nie śpiewa, niż po latach zaskakiwać wszystkich, że jeszcze śpiewa". Poświęca się teraz innej branży. Takiej bardziej... wyuczonej. W tych dwóch zdaniach kryła się wskazówka odnośnie do adresu, gdyby ktoś chciał zapytać.
Wracając - lubię Panią Ulę. Głównie za tę piosenkę:


No bo jest taka ładna. Piosenka. Pani Ula w sumie też, no bo ten makijaż na oku, taki ładny!


Podpis zdobył dla mnie kolega Arkadiusz w swej łaskawości i dobroci. Adresu bloga (ani domu) Arkadiusza nie podaję, no bo ile można?

A teraz proszę o chwilę radości i zachwytu nad kolegą Arkadiuszem. Wychwalajmy go pod sufity, zaśpiewajmy "Sto lat", zróbmy owację na stojąco, obsypmy płatkami róż, oblejmy szampanem, zaplećmy wieńce laurowe, rozłóżmy czerwone dywany, po których mógłby stąpać bosymi stopami.
Ojej, dziś Prima Aprilis? Naprawdę? Nie miałam pojęcia...

Hrabi to czwórka absolutnie genialnych ludzi. Od lewej (to ta przeciwna do prawej): Bajer, Aśka, Lopez, Kamol. Byłam, widziałam, płakałam (ze śmiechu głównie, aczkolwiek chyba nie jedynie), POLECAM JAK KSIĄDZ SWOJE RADIO. O nich mogłabym długo. Wolałabym jednak wstawić jakiś skecz popierający moje argumenty. Łatwiej będzie odesłać Was do jutuba, bo jest tego za dużo. Na koniec wstawię jeden z ostatnich skeczów (ciekawostka językowa: mówi się skeczów, nie skeczy i meczów, nie meczy) kabaretu. Polecam zwłaszcza przed wyjściem na jakąś potańcówkę. Czysta prawda.
PS Kiedy pierwszy raz zobaczyłyśmy to z mamą w telewizji to sąsiadka przyszła zapytać, co się stało. A to tylko był nasz śmiech.


Śmiejcie się jak najwięcej!
Pozdrawiam
M.J.

PS Arkadiusz, dzięki!