wtorek, 26 listopada 2013

Maciej Stuhr, Vanessa Redgrave

Dziś będzie krótko. To znaczy w tej części wpisu, bo jakoś nie mam na nią natchnienia. Nie mam na co narzekać ani co wychwalać. Cały czas myślę, jak urozmaicić to moje blogowanie, zarówno mnie, jak i Wam. Może macie jakieś pomysły? No nic. Oprócz tego dopadł mnie największy dylemat XXI wieku, a mianowicie "jak tu zrobić, żeby zarobić, a żeby się nie narobić". Byłam w pośredniaku. Powiedzieli, że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem.

Wysłałam: 21.08.2013r. LOR, SASE, książka
Czekałam 2,5 miesiąca.
Adres: Nowy Teatr Warszawa

No dobra, w tej części akurat może być trochę przydługawo. Po pierwsze, jak tylko kupiłam i przeczytałam "W krzywym zwierciadle" bez większego zastanawiania się postanowiłam wysłać książkę do podpisu. Kiedyś już pisałam do Macieja Stuhra i odpisał mi bardzo szybko. Naskrobałam chyba najdłuższy i jeden z najbardziej serio listów (a wszyscy święci świadkiem, że takie są najtrudniejsze i wcale nie wysyłam ich wiele) w całej mojej karierze, a nawet w całym życiu, wrzuciłam go do koperty razem z książką, nakleiłam znaczek za 1,60zł i wrzuciłam do skrzynki. I dopiero wtedy mnie olśniło, że z naszą pocztą bywa różnie. Po dwóch tygodniach zaczynałam zjadać paznokcie z nerwów i poruszać niebo i ziemię żeby się dowiedzieć, czy książka do Macieja dotarła. Dotarła. Po kolejnych dwóch zaczęłam się zastanawiać, czy nie odszukać Stuhra osobiście i poprosić o zwrot książki. Po kolejnych dwóch mentalnie pożegnałam się z książką i w pewnym sensie zapomniałam o tej przesyłce. Poza częstymi problemami z pocztą obawiałam się też, czy M. doczyta mój list, bo po pierwsze był długi, po drugie w jednym miejscu mógł się zawahać. Pewnego dość pięknego dnia znalazłam w skrzynce ledwie mieszczącą się porwaną kopertę z książką i dopiero wtedy mi ulżyło.
A teraz o jego talencie i o słynnym "filmie na P.".
Po pierwsze, jego rola w "Pokłosiu" jest absolutnie GENIALNA. Po drugie, "Pokłosie" w ogóle jest GENIALNE. Po trzecie, mam w dupie co robią jego bliscy w wolnym czasie. Serio, mam inne zajęcie niż czytanie kundelków i innych rondelków i rzygać mi się chce, kiedy te "sensacyjne newsy" o Maćku i jego rodzinie wyskakują mi nawet z lodówki. Serio, dajcie żyć. Po czwarte, skierowane do "Prawdziwych Polaków", którzy nienawidzą "Pokłosia" (lub po prostu nie potrafią go zrozumieć): OGARNIJCIE SIĘ i przetrzyjcie sobie szkiełka w okularach, bo chyba trochę się Wam zbłądziło na tych patriotycznych drogach. My naprawdę nie jesteśmy święci pod niektórymi względami. Łał, jesteś pokrzywdzonym Polakiem, więc Twój patriotyzm polega na nienawiści do innych kultur i narodów, a poza tym lubisz sobie pierd**nąć butelką w policjanta z okazji 11 listopada? Tak, to faktycznie na poziomie. Aż zazdroszczę. 
Po piąte jeszcze dodam, że kabaretowe monologi Maćka kładą mnie na łopatki za każdym razem.


Wysłałam: 21.09.2013r. LOR, SASE, kartka-wizytówka formatu 10x15
Czekałam 2 miesiące.
Adres: via 'Much Ado About Nothing'

Dobra, nie widziałam zbyt wielu filmów z Vanessą Redgrave. Do tych, które chciałabym obejrzeć, nie mam dostępu, ale te, które widziałam, lubię. Taka "Pokuta" na przykład to całkiem dobry film, z fantastycznym McAvoy'em i drugoplanową Vanessą właśnie.
No dobra, wstyd się przyznać, ale się przyznam. Podobały mi się "Listy do Julii".


Mam wrażenie, że już to kiedyś wrzucałam, ale wrzucę jeszcze raz. Muszę. :D



 I poważnie zastanowię się nad założeniem specjalnego bloga do wylewania swoich frustracji.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 19 listopada 2013

Katarzyna Gniewkowska, Jaroslaw Boberek

Cholera, ta bomba to był Rupert Grint, ale jak widzę średnio Was to ruszyło...
Zauważam tendencję spadkową, zarówno w liczbie odsłon, jak i komentarzy. Dodaliście mi kolejnego powodu do zmartwień, bo teraz będę siedziała i myślała, jak to zmienić. No bo jak to tak, ja Wam tu bomby a Wy nic...


Wysłałam: 30.07.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam trzy miesiące.
Adres: Narodowy Stary Teatr

Uwielbiam ją w "Czasie Honoru"! Ja w ogóle lubię ten serial, pomimo tego, że przestałam go oglądać... no, jakiś czas temu. Ale Maria zawsze była (i jest) jedną z moich ulubionych postaci. Dlaczego? Bo była normalna. To znaczy... jeśli wiecie, o co mi chodzi. Po niej naprawdę było widać, co wojna robi ludziom i z ludźmi. Chodzi mi o to, że było tam kilku bohaterów, którym przez ileś tam serii nie dzieje się praktycznie nic. Nikt im nie umiera, nikt ich nie zabija, a nawet jak trafią do więzienia, to i tak nic im się nie dzieje. Takie cudowne ocalenia. Maria jest inna. Jest barwna. Traci męża, pracę, ucieka śmierci, pomaga więźniom, zadaje się z wrogiem, grypsuje, spiskuje z podziemiem i matko dosko co jeszcze wyprawia. Po prostu jest w niej jakiś autentyzm.


Wysłałam: 17.10.2013r. LOR, SASE, 2 fotografie
Czekałam miesiąc.
Adres: Teatr Capitol

To jest MISTRZ. GENIUSZ. I jakkolwiek to zabrzmi, muszę to powiedzieć: całe moje dzieciństwo/bardzo wczesna młodość skupiała się na nim. Prawdopodobnie nie tylko moja, większość z Was powiedziałaby tak samo. No bo tak: Posterunkowy z "Rodziny zastępczej" - Jarosław Boberek. Kaczor Donald - Jarosław Boberek. Król Julian - Jarosław Boberek. Miliard innych postaci z pierdyliarda innych filmów/seriali - Jarosław Boberek. A później przychodzi ten moment, w którym dowiadujecie się, że wszystkie te postacie mówią głosem jednego człowieka. Kojarzycie tę reakcję? Tak. Jedno wielkie ":OOOOOO". Tak czy inaczej uwielbiam tego człowieka i nieograniczone możliwości jego strun głosowych. Albo ogólnie jego aparatu mowy, bo "tego" chyba się nie robi na samych strunach.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 12 listopada 2013

Rupert Grint

Wiecie, często sprawdzam statystyki swojego bloga. Ile było wejść danego dnia, na który post, skąd, w jaki sposób, jakie były wyszukiwania w googlach i tak dalej. Do tej pory najwięcej ludzi trafiało tu z bloga Arkadiusza (taka tam reklama) czy Mati&Pati. Moje zdziwienie osiągnęło apogeum w momencie, w którym zauważyłam, że ludzie trafiają na mój blog przez... strony porno. Ja się bardzo grzecznie pytam JAK i KTO?!
Wysłałam: 21.10.2013r. LOR, SASE, fotografię
Czekałam 13 dni, dostałam podpisaną fotografię i nadrukowany liścik z przeprosinami. Autograf jest oryginalny.
Adres: via 'MOJO'.

Ron to jedna z moich ulubionych postaci w 'Harrym Potterze'. Podczas gdy wszyscy zachwycali się główną postacią z ewidentnym kompleksem Mesjasza i wieloma innymi zaburzeniami, ja wolałam "tych złych", rudych bliźniaków i... "tego z tyłu", o czym paradoksalnie przekonałam się dopiero za jakimś piętnastym przeczytaniem wszystkich części. Ron jest najbarwniejszą postacią z całego cyklu. Jest strasznie zakompleksiony, nienawidzi faktu, że zawsze jest gorszy i stoi w czyimś cieniu, nie ma kasy, jest rudy i w ogóle cud, że ktoś się z nim zadaje. Na dodatek panicznie boi się pająków i własnej matki. Stroi fochy jak kobieta i bez przerwy pakuje się w kłopoty (których też się panicznie boi). Tak barwna, tak cudowna postać jest fantastycznym materiałem do grania, ale nie każdemu dobrze by wyszła. Rupert poradził z nią sobie znakomicie i to właśnie sprawia, że mam ochotę oglądać go w innych produkcjach. Ron był bardzo wymagający i oczekiwał wielu umiejętności aktorskich. Cóż, Rupert udowodnił, że je ma.

Pozdrawiam
M.J.

wtorek, 5 listopada 2013

Ewa Wencel

Piszę do Was stosunkowo szybko, bo i mam ku temu powody. Listo-pad, jak sama nazwa wskazuje, zaczął mi się bardzo przyjemnie. No, przynajmniej pod pewnymi względami.
Chciałam zaczekać, opisać Wam bombę, petardę, istny fajerwerk, ale niestety, nic takiego w mojej skrzynce póki co się nie znalazło. I jak znam swoje parszywe szczęście, pewnie nie znajdzie. Wszyscy dostaną odpowiedź z tych adresów, oprócz mnie. Tak, ja i mój wrodzony optymizm.


Wysłałam: 5.02.2013 LOR, SASE, fotografię
Czekałam prawie dziewięć miesięcy, dostałam swoją fotografię podpisaną z dwóch stron.
Adres: Teatr Kwadrat.

Pragnę zwrócić Waszą uwagę na datę obok podpisu. A teraz porównajcie z datą tego posta. Osiem i pół miesiąca, przy czym na kopercie pieczątka jest październikowa. Najwyraźniej Pani Ewa ma bardzo głęboką torebkę. ;)
Ale nic to. Warto było. Bardzo, bardzo ją lubię. Za wszystko. Za odgrywanie jednej z najbardziej życiowych postaci w moim ulubionym "Czasie Honoru" (który, nawiasem mówiąc, przestałam oglądać jakiś czas temu), za dubbing Dolores Umbridge, obrzydliwej, różowej jędzy, której nienawidzą wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek przeczytali choć stronę "Zakonu Feniksa", za "Plac Zbawiciela", którego jeszcze nie widziałam, ale mam zamiar obejrzeć ze względu na nią, i nie mówcie mi, że ten ostatni argument nie ma sensu.
Czekajcie na bombę.

Pozdrawiam
M.J.